single

Oman - niezapomniana podróż w zakątki Półwyspu Arabskiego

O Omanie jak do tej pory wiedziałam tyle, że istnieje, jest gdzieś na Półwyspie Arabskim i brzmi egzotycznie. Pomysł, żeby pojechać tam na wakacje uznałam za nieco szalony, ale czymże byłoby życie bez odrobiny szaleństwa? Zresztą, to tylko tydzień, szybko zleci.

No, i zleciało, wręcz za szybko. A jednocześnie paradoksalnie tak wiele się wydarzyło przez ten tydzień! Nigdy nie byłam w tak różnym od naszego kraju, więc cokolwiek by się tam nie wydarzyło, zrobiłoby na mnie potężne wrażenie, ale rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. Tyle pięknych miejsc, tyle nowych doświadczeń, tyle przygody! Aż ciężko opisać to wszystko, więc spróbuję kilka wybranych, najbardziej niesamowitych punktów z naszego wyjazdu.

Lądując w Muskacie nie mogłam odkleić nosa od okienka samolotu. Już z góry było widać Wielki Meczet, który mieliśmy zwiedzić następnego dnia. Olbrzymia, monumentalna budowla, otoczona zielonymi ogrodami. Jeszcze większe wrażenie meczet zrobił na nas z bliska. Biały kolos, odcinający się swoją jasną barwą od niebieskiego nieba. W środku też robi piorunujące wrażenie - gigantyczny żyrandol z kryształami Swarovskiego, ręcznie tkany dywan przykrywający podłogę i niesamowite detale na mozaikach na ścianach i kopułach. Nigdy jeszcze nie widziałam czegoś takiego!

W samym Muskacie nie spędziliśmy wiele czasu, ale miasto spodobało mi się. Najciekawszym punktem programu w stolicy był bazar Muttrah. To najstarszy bazar w kraju, a nasze place targowe właściwie mogą się przy nim schować. Prawie zagubiłam się wśród kolorowych straganów i pokrzykiwań targujących się sprzedających i klientów, cały czas otoczona chmurą zapachu orientalnych przypraw. Można tam kupić tkaniny, lokalne wyroby, ale też właśnie przyprawy, czy biżuterię. Po wizycie tam byłam zachwycona, ale też trochę mi ulżyło na myśl, że już następnego dnia wyjeżdżamy z hałaśliwego miasta i ruszamy w miejsca bardziej związane z naturą.

I tu koniecznie trzeba wspomnieć o Jebel Akhder. Dosłownie znaczy to… Zielona Góra. Taki swojsko brzmiący element w całej tej egzotyce. Jebel Akhder do część niesamowitych gór Al Hajar, przez które mieliśmy okazję przejechać. A nazywana jest “zieloną”, bo w ogólnie pustynnym krajobrazie Omanu, to właśnie tam znajdują się tarasowato obsadzone ogrody tryskające zielenią. To chyba moje ulubione miejsce całej wyprawy. Tym bardziej, że z okolicznych wiosek rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na górskie szczyty i wadi, czyli piękne doliny okresowo tylko wypełniające się wodą i przemieniające w strumienie.

Takie wadi zresztą mieliśmy okazję też zobaczyć z nieco bliższej perspektywy. W kolejnych dniach wyjazdu bowiem podróżując przez pustynię Wahiba Sands i wśród oszałamiających gór, zaliczyliśmy także pieszą wycieczkę w wadi Bani Khalid, uznawanym za najpiękniejsze w Omanie.

Na koniec zahaczyliśmy też o malownicze wybrzeże Omanu, gdzie absolutnym hitem była wieczorna obserwacja żółwi w rezerwacie Ras al-Jinz, który od 1996 roku opiekuje się dzikimi żółwiami na tym terenie. Zachód słońca w tle i rozkosznie czołgające się po plaży zwierzęta były wisienką na torcie tych wakacji.

Dwa dni później, ponownie przyklejona do szybki w oknie samolotu, tym razem startując z Muscatu z powrotem do Polski, znów widziałam Wielki Meczet, tym razem oddalający się ode mnie i coraz mniejszy. Nie mogę wyjść z podziwu, że w tak niewielkim kraju można znaleźć wszystko do absolutnie idealnych wakacji - malownicze góry, piękne morze, wyjątkową architekturę, egzotyczne tradycje i kulturę. To był bardzo intensywny tydzień. Czuję, że z tego urlopu wracam może mniej wypoczęta niż znad polskiego morza, ale z pewnością bogatsza o wiele doświadczeń.